mar 11 2004

R.A.K.-życie


Komentarze: 20

Każdego dnia powtarzam, że dziś będzie lepiej, bo nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.

 

Zapiski Studenta:

Już jak miałam 9 lat była ze mnie zuch dziewczyna. Tak, należałam do drużyny zuchów „Tramp”.

Dużo wyjeżdżaliśmy, zdobywaliśmy stopnie prawdziwego skauta.

Do dziś pamiętam  przysięgę harcerską, podczas której zgubiłam się z koleżanką w lesie,... nocą.

Na jednym z biwaków bawiliśmy się w Życie. Poważna zabawa jak na 9latki. Każdy uczestnik dostawał życie, czyli dłuższy kawałek papieru toaletowego z narysowaną na nim czarnym flamastrem, gruba kreską. Czarna linia wyznaczała kres naszego życia. Papier wkładało się z tyłu za spodnie, tak żeby na wiszącym kawałku była widoczna linia. I jak w życiu byli „Swoi” i byli „Obcy”. Czasami biegało się za życiem innych a czasami broniło swojego. Nie było łatwo. Uwielbiałam tą grę. Zawsze walczyłam do końca.  Zwyciężali ci, którzy dokładnie obserwowali przeciwnika, dobrze planowali, nie bali się ryzykować, byli pewni tego co robią i byli szybsi niż „On”.

 

We wtorek pojechałam do Poznania, znowu 150 km. Czuję się jakbym zamieszkała w samochodzie. Bydgoszcz-Poznań-Bydgoszcz-Warszawa-Bydgoszcz-Poznań-Bydgoszcz-Poznań-Bydgoszcz-Warszawa. Za tą chwilę przyjemności, bo przy okazji zaliczeń mogłam porozmawiać chwilę z moim „dawnym życiem”, zapłaciłam wysoką cenę. Uważam na bakterie, myślałam, że przesadnie, ale wróciłam z... grypą. 38 gorączki. Nie mogę brać żadnych leków. 10 ziołowych herbat dziennie, czosnek w kapsułkach, moczenie nóg w gorącej wodzie, aromaterapia, olej z rekina i ekstrakt z zielonej herbaty. Jeżeli do niedzieli choroba mi nie przejdzie to nie dostanę następnego kursu chemioterapii...bo będę miała za mało leukocytów, żeby mój organizm mógł walczyć.

 

Zapiski Pacjenta:

Piękna pogoda za oknem, w sobotni poranek, nie pozwoliła mi długo spać. Zawsze wstaje jak tylko się obudzę. Pobiegłam do łazienki, znalazłam piankę do golenia mojej siostry, Gillette for women. Nałożyłam ją na głowę. Tej nocy włosy bardzo mnie bolały, a przez nie boli też głowa. Co miesiąc muszę golić głowę.  Jak bolą włosy, których nie widać? Tak jakby ktoś za nie ciągnął. Nie jest to przyjemne. Nałożyłam piankę i delikatnie ogoliłam powierzchnie. Każde zadraśnięcie groziłoby nie gojącą się przez tygodnie raną. Gładzenie ogolonej, głaciutkiej jak u niemowlaka głowy to bardzo przyjemne uczucie. A taki masaż bardzo dobrze robi szarym komórko.

Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do siebie. To ja, jakaś inna, ale zawsze ja.

Pojechałam do hurtowni i kupiłam czarna perukę. Zawsze byłam szatynką, która farbuje się na czerwono. Robi sobie na głowie irokezy, albo zostawia asymetryczne grzywki. Dziś jestem czarnulą z włosami do ramion, ułożonymi jakby prosto od fryzjera. To ja, jakaś inna, ale zawsze ja. 

Rak zmienił moje życie, mój dawny wgląd...ale nie zmienił mnie.

 

Zapiski Szpitalnego Psychologa:

Wiele osób wykorzystuje mechanizmy przystosowawcze podświadomie ale każdy z nas może się ich nauczyć i stosować je świadomie. Usilnie próbuje nauczyć się przystosowania do nowej sytuacji przez ostanie trzy miesiące. Jeśli na przykład zdarza nam się zachorować na nowotwór, aktywne „ przepracowanie tej sytuacji odbywa się zwykle etapowo. Zawsze myślałam, że zdarzyć to nam się może zachorowanie na grypę, ale im więcej czytam o raku, tym bardziej to dziwne sformułowanie wydaje mi się prawdziwe. Każdemu z nas może się „zdarzyć” to ŚWIŃSTWO nawet Tobie.

Bezpośrednio po uzyskaniu informacji o chorobie każdy na ogół silnie przeżywa lęk, przygnębienie, gniew, ogólne wzburzenie, lub wewnętrzne „rozbicie”. Niektórzy tracą przytomność, w windzie po wyjściu z gabinetu lekarza. Są też tacy którzy nie mogą się poruszyć, a ich nogi stają się zbyt ciężkie, żeby zrobić choć jeden krok. Są tacy, którzy jak już mogą iść to wchodzą w ścianę, bo zbierające się łzy w oczach, które próbuje się powstrzymać, zasłaniają świat. Dobrze wtedy złapać kogoś za rękę  i mocno ścisnąć. Zdjęcia z przeszłości mieszają się z wizją nieciekawej przyszłości. Rzeczywistość nie istnieje..  Wiele osób stara się wówczas stłumić przeżywanie uczuć, nie okazują ich na zewnątrz. Żeby okazać coś na zewnątrz trzeba najpierw wiedzieć co się samemu czuję wewnątrz. Wojna...myśli, w której nie ma wygranych ani przegranych. Psychologowie podkreślają, że istnieją pewne wspólne cechy osobowości pacjentów z rozpoznaniem raka. Ludzie ci są zwykle bardzo obowiązkowi i odpowiedzialni, (znowu ktoś o mnie pisze)troszczą się bardziej o innych niż o siebie, mają ambicje samowystarczalności i polegania na sobie, a także ukrywają swoje uczucia, zwłaszcza przykre próbując samodzielnie się z nimi uprać. Moi bliscy i tak już wystarczająco  zostali obciążeni. To był szok dla wszystkich. Współczuje im bardzo bo sama nie wiem jak zniosłabym taką wiadomość o kims bardzo bliskim. Ktoś nawet powiedział, że by się ze mną zamienił, gdyby mógł. Może to dziwnie zabrzmi , ale cieszę się ,że to ja a nie ten Ktoś.  Z psychologicznego punktu widzenia jest to postępowanie niewłaściwe, stanowiące dodatkowe zadanie dla organizmu, a więc obciążenie. Blog jest ujściem dla moich emocji i obaw.

Następny etap „ pracy z chorobą”, to wykorzystanie nowych strategii, nastawionych na wzrost sił obronnych, walkę z chorobą i uzyskanie większego niż dotąd świadomego wpływu na swoje życie. Do tej grupy działań należą na przykład zmiana diety(o tak), trybu życia,(tęsknię za prawdziwym życiem studencki) gimnastyka, czy spacery(nie umiem żyć bez ruchu), a także wprowadzenie nowych metod autopsychoterapeutycznych (trening pozytywnego myślenia-każdego dnia rano powtarzam że dziś będzie lepiej, bo nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej medytacja, wizualizacja-mam już nawet kilku dobrych znajomych w wyobraźni). Działania tego typu mogą okazać się bardzo użyteczne, jednak należy je realizować konsekwentnie przez dłuższy czas.

Kolejny ważny etap „pracy z chorobą” to uświadomienie sobie jej pozytywnej roli w życiu. Niektórzy zauważają, że stan zagrożenia związany z chorobą sprawił, że poczuli „ większy smak życia”. Drobne lekceważone dotąd sprawy: serdeczne gesty przyjaciół, obecność bliskiej osoby, spacer po lesie, wschód słońca, rozmowa z ludźminabrały nagle zupełnie nowego znaczenia. Zmalała natomiast rola drobiazgów, które dawniej przysłaniały horyzont. Choroba może być postrzegana jako zadanie życiowe, środek prowadzący do osobowego rozwoju. Choroba uczy pokory i świadomości...Tylko tyle.

!NOTKI!


 

 

hof : :
24 marca 2004, 19:45
ostatnie zdanie swietnie podsumowuje notke...
Kuras
24 marca 2004, 13:09
Hej Lola,bardzo sie ciesze, ze dowiedzialem sie o Twoim blogu."Zuch dziewczyna" to malo powiedziane...i do tego pieknie piszesz,bede tu gosciem o ile nie masz nic przeciwko:).Czytajac CIebie czuje jakbym sie z Toba widzial na zywo!Buziaki!Tak trzymaj!a bakterie niech sie Ciebie boją!papa
23 marca 2004, 14:37
lolunia, a ty w ogole do swojego maila zagladasz jeszcze? napisz mi swoj nr gg. buzi.
22 marca 2004, 18:30
Wcieło mnie,nie wiedziałam, że tu wpadasz.Jaki ten świat mały.Mam nadzieje że cukiernik zawsze pozostanie cukiernikiem.A ja zawsze rozumiem to co ty wiesz i vice versa.W końcu jakis mężczyzna odważył sie powiedzieć, że mnie kocha.me too.
?
22 marca 2004, 16:12
kris ! jak mogłeś ? innej ???
22 marca 2004, 10:53
la vie est belle!!! oj, sis, niezle sobie poczynasz na tym blogu, ale to nic.pisze, bo czytalem. wierze! chyba dobrze o tym wiesz. kocham cie, choc w sobote przyrzeklem wiernosc innej, ale przeciez zrozumiesz (ha, ha, ha)badu
20 marca 2004, 22:19
znoffu innosc. pare wyrazow i kropka. a sens jak zaffsze ukryty. guess what.
aha
19 marca 2004, 13:20
Mieszkanie na Armii Krajowej...chociaz bywałam tam tylko co drugi tydzień nigdy nie zapomne tego miejsca...nocnych rozmów w kuchni...przenoszenia łózka z przedpokoju do pokoju:), analizowania "problemów życiowych" (zazwyczaj problem dotyczył tego samego tematu)...Wierze, ze usiądziemy jeszcze kiedys w czwórke w jakims fajnym miejscu i pogadamy tak jak na Armii Krajowej...3maj sie...caluje do szybkiego zoo
lina
18 marca 2004, 14:52
siedze przed kompem i czytam raz jeszcze ten zapis...obojętnie czy w peruce, czy z ogolona głową, czy chora na raka, czy zdrowa zawsze dla mnie będziesz tą sama Lolą...co do wspomnień, to gdy idę na zajęcia na Armii Krajowej to patrzę w nasze okno kuchenne i przypomianam sobie....zawsze gdy zasypiam mam przed oczami...fajna jest taka wizualizacja...co do rzeczywistości, niby jej nie ma ale jest i obojętnie jak zła się moze wydawać to ...zawze przecież znajdzie się chociaż okruszek optymizmu...gram usmiechu i łyk radości...
karol
15 marca 2004, 21:54
Hej Julitko! Chociaż dawno Ciebie nie widziałem wiedz ze myslami jestem caly czas z Toba. Nie lekaj sie bedzie dobrze wierzymy w to razem - prawda. W koncu na polowinkach pilismy razem wsciekle psy. To kiedy teraz na balu absolutoryjnym czy wczesniej? wielkie buziaki lolek:))))*******
gosiq
15 marca 2004, 16:26
Hej Lola,nie dawaj sie tym bakteriom(złapanym na uczelni),a w czarnych włosach wyglądasz ekstra!!!!! Pisz dalej,czekam na kolejne zapiski, trzymaj sie mocno! pa!
*)
14 marca 2004, 17:07
Serdecznie zazdroszcze tej umiejetnosci wstawania zaraz po tym jak sie obudzisz! ja sie budze pierwszy raz, potem drugi i piaty i zawsze mam jeszcze ochote pospac! jak Ty to robisz??? mnie trzeba z lozka kopniakiem wyganiac! ostatnio bije rekordy 12-13 nie wczesniej a i tak z trudem... :-D
12 marca 2004, 14:52
Plump->jak znlazłam droge?Intuicja...może wrodzona. Vini->Niby przez słuchawkę, ale jakbym tam była.Dzieki za komentarz. Aha->Mam jeszcze gdzieś to zdjęcie z lizakami przyklejonymi do twarzy.Cała Aha.
aha
12 marca 2004, 14:28
Kiedy dzwoniłam dzisiaj do Ciebie szybciej bilo mi serce. Tak jak bije serce przed jakims waznym spotkaniem z "kims fajnym"...:)Kiedy usłyszałam Twój głoś w słuchawce zrobiło mi sie ciepło (pomyslałam:o jejeku,jest Ona,usłyszałam ją ;)- to głos Loli, laski która tak dobrze opisuje to co czuje...Uwaga!dostaje na głowe??:))Dawno nie rozmawiałyśmy, a ja przez ten czas stalam sie Twoją fanką (uwazaj jak zaczna sie głuche telefony, listy z powycinanymi literami z gazet ;))Pisz jak najwięcej,jest mega dobrze.caluje...czekam na kolejna notke!!Dasz rade:)
12 marca 2004, 13:54
no to nie byla moja intencja....bo ci ludzie nie rozumieja BO nie czytaja moich not o USA uuuuuu te dopiero sa straszne....heh ja tez bylam harcerka :) ale ja grrr ale mialam no chyba sama pojde do psychologa ale tam sie jaja dzialy no i biedny puszek :(.....zmiana jest prawie zawsze glonc ;) ihihihi pa puszek :*

Dodaj komentarz