lis 17 2004

RAK - mój szpital


Komentarze: 4

Sobota była dniem , kiedy na nowo zwiedziłam szpital. Tak, ta wstretna fabryke, która tak polubiłam. Jest ogromny, może przerażać, zionąc ogniem lub stać bezczynnie, w ciszy, niby nic nie robi. To tylko wrażenie, on ciagle pracuje, mysli. Rozgrzewa się powoli jak ta lokomotywa. Nie wiadomo czy zaraz nie krzyknie, nie tupnie i wybuchnie jak wulkan. Siedziałam na ciepłych fotelach na końcu korytarza, obeszłam jak stróż, podziemia, sprawdziłam smietnikowy krąg palaczy w piwnicach, pusto, zobaczyłam  czy nie ma mnie na 9 piętrze, windy też działają, sa nowe „ekspresowe”,mój rodzynek, czyli pomieszcenie hydroterapii nadal jest malinowe, Harry się przeszedł też (chodziłam z kroplówką, bo nie chciałam siedziec w sali), powietrze na zewnatzr mroźne. Mogę spokojnie udac się na spoczynek.

hof : :
21 listopada 2004, 11:20
Tak, ale nie co do zdarzeń czy sposobu ich widzenia. Nie umiem tak mówić, jak piszę :)
19 listopada 2004, 08:09
Przeczytałam przed chwilą, co napisałaś u Harley. Poczucie, że \"to nie ja\" w moim wypadku jest tak silne, że nawet nie mogę czytać swoich notek. A Twój szpital jest naprawdę piękny i ma naprawdę wielką moc.
18 listopada 2004, 02:13
Wiesz co? Kretyńsko to zabrzmi, wiem o tym, trudno - pięknie piszesz :)
Plastuś
17 listopada 2004, 23:42
I ja tam byłem i z tobą tańczyłem.

Dodaj komentarz