Archiwum 05 kwietnia 2006


kwi 05 2006 RAK - Dziekan wieczorowa porą
Komentarze: 4

ZAPISKI ZNALEZIONE NA ŁAWIE:

Podczas tej chemii oddział na parterze gdzie przyjmowali „CHEMICZNYCH” był tak zajety, że wcisnęli mnie na piętro do „OPERACYJNYCH”. Czerwiec co roku jest taki słoneczny. Dostałam sale od głównego wejścia. Zależy kto co lubi. Ja lubie patrzeć na twarze ludzi, szczególnie tych którzy wchodzą do szpitala onkologicznego. Jest w nich ogromne skupienie. Cóż bardziej może skupić uwagę niż wiadomośc  że się umrze jutro, za 2 tygodnie, za miesiąc. Śmierć zabija śmiech, okupuje uwagę, rozdaje łzy.Nawet ta nie nasza. Ci którzy stoją przed budynkiem na fajce najczęściej gapią się tępo w bruk albo gdzies daleko w niebo.

 

Mała ta moja salka! Zaraz mi kogos przydzielili. Wjechała starsza śpiąca Pani. Moje małe radyjko na piętrze jakos słabo ściągało. Tylko meloman mógł rozpoznać w tym brzeczeniu muzykę klasyczną.

 

Pani Stopa- Słucha Pani muzyki klasycznej?

Hof – Tak czasami lubie. Mogę zmienic stacje.

Pani Stopa – Niech zostanie

 

Tak brzmiały nasze pierwsze słowa.Potem obudziła się w nocy i opowiedziała swoja historię.W czasie wojny miała przewieźć tajne dokumenty do Częstochowy. Ale na dworcu była łapanka. Powiedzieli, że wszystkich rozstrzelają.

 

Hof – I co Pani wtedy pomyślała?

Pani Stopa – Pomyślałam ze musze dostarczyć te dokumenty. Zaczęłam szukac kontaktu wzrokowego. Oczy jednego z nich przypadkiem na mnie spojrzały. Nie otwierając ust poprosiłam go żeby mnie nie zabijał. Stałam z brzegu. Podszedł, rozwiązał i puścił. Do dzis nie wiem jak się to stało. Reszta zginęła.

 

Pani Stopa oddała dokumenty w Częstochowie i troche się zasiedziała. Biegła wiec na ostatni pociąg żeby zdążyć wrócic przed godzina policyjną. Widziała tylko jak odjeżdża „ostatni pociąg z Częstochowy”. Była zła. Rano okazało się że pociąg wyleciał w powietrze.

 

Pani Stopa – Ja dużo podróżowałam. Dziecko, gdzie ja nie byłam.Studiowałam w Meksyku we Włoszech. Wszedzie gdzie byłam chodziłam, chodziłam, chodziłam. Uwielbiam góry.Pewnego dnia na plaży pomyślałam że coś mi weszło w stope i zaczełam z nudów drapać. Pojawiła się krew i wyskoczyły podobne tu i tu. Dzis wszystko przerzuciło się wyżej. Dwa razy uniknęłam śmierci i za trzecim razem mam umrzeć przez rozdrapanie strupka – przez swoja głupote.

 

Pani Stopa okazała się dziekanem na wyższej słynnej uczelni. Podejrzewam, że nie miała dzieci bo mieszkała z siostrą. Siostra prosiła ją nastepnego dnia żeby uległa i pomogła jakies studentce, ale ta była nieugięta. Pomyślałam sobie wtedy, że jest spoko ale dobrze że nie jest moim dziekanem i dobrze że u nas sa inni wykładowcy.

 

Ostatnio okazało się że na mojej uczelni tez sa wykładowcy którzy potrafia być ….(wypowiem się co do nich jak już może uda mi się powtórzyć ostatni roki i zaliczyć studia).

Nie wiem dlaczego, nie wiem po co, tym bardziej że się sporo uczyłam i uważam że powinnam zdać. U Rako nie pytałam dlaczego a tu pytam ciągle…dlaczego on mnie oblał dwa razy. I nic nie mozna powiedziec bo sie człowiek dymem zaskrztusi. Dlaczego nie można pogadac z profesorem jak z normalnym człowiekiem. Zapytać co jest, co leży na sercu…Czy trzeba bawić się podchody jak w harcerstwie.W szpitalu grałam z profesorem w karty i podawałam miske „Pani Profesor od robali” jak wymiotowała. Nikt się tam nie pytał nikogo co wypada. Mimo poplamionej pidżamy, wymiotów i chemicznego fetoru, w powietrzu wisiał także…szacunek. Wszyscy jechaliśmy na jednym wózku. Oblał mnie. Przykro mi się zrobiło. I to przez to w jaki sposób to zrobił, jak mnie potraktował i jak się zachował. A najbardziej z tej całej sytuacji żałuje tego, że mnie zdenerwował i zestresował i rozpoczął międzyorganową produkcję wolnych rodników. Cofnęłabym czas, żeby to powstrzymać.

Żal mi palaczy.

 

Podobno im ludzie są bliżej śmierci tym bardziej ludzcy się robia. W takim razie niektórzy wykładowcy żyją ponad setke.Albo… jacy byli kiedyś.

A tak poważnie …to się załamałam. W końcu natrafiłam na coś na co okazuje się nie mam ani troche wpływu. Nie mam tez wpływu na nieuleczalna chorobę najbliższej mi osoby. Może profesor Sasaski znajdzie na to  wszystko jakiś zwyczaj. „Może w tej szczelinie…Nie ma kurcze , nie ma.”

 

 

Życie odwróciło moją uwagę tylko nie wiem od czego. Może wiem, ale nie podoba mi się to. Nie tylko odwróciło ale też zmęczyło tak potrzebną w mojej chorobie uwagę.

 

Skup się! Skób!

hof : :