Komentarze: 8
Walcz, walcz ,ty walczysz ja walczę. – PC PARK
Nie żebym była jakimś zapalonym kibice, albo chodziła z blokersami na sparingi i ustawki, ale coś w tych słowach jest. Zresztą polecam teledysk. Mięta(on chyba woli Mienta) z PC PARKU nie jest taki zły.
Codziennie obmyślamy strategie działania na bliższą lub dalszą przyszłość, stosujemy różne taktyki, wygrywamy małe bitwy, przegrywamy pojedynki, a wieczorem...odwieszamy miecz na ścianie, zdejmujemy zbroje, oglądamy M jak Miłość,...i popijając ciepłe kakao myślimy. Czego ten dzień mnie nauczył? Co pokonałam w sobie? Jakie słabości należą już do przeszłości? Co osiągnęłam, co zbliżyło mnie do celu?
Wiesz, że w dzisiejszych czasach człowiek bez celu jest jak trybik w maszynie. Jak się zużyje to wylatuje. A ten z celem – jak się zużyje to się „zregeneruje” i naprawi. Nie ta maszyna to inna. To tylko środki.
Na dzisiejszych zajęciach chciałabym wszystkim uczestniczącym w terapii grupowej przypomnieć, że celem naszych spotkań jest mówienie, a bardziej pisanie i słuchanie, tutaj czytanie, o tym co „ gryzie „ ludzkość, czyli choroby nowotworowe wśród nas. Ewentualne komentarze z Twojej strony przyjmowane są bezpośrednio do centrali biura „ Matrix”.
Tytuł zajęć „ Dałam rade”:
Wczorajszego dnia wypłynęłam jak ten mały Nemo na głębokie wody.I dotarłam do ...może nie zaraz Australi, ale do mojego ulubionego, spokojnego, nie tętniącego życiem i nie zadymionego, opustoszałego prawie miasta Poznania. To była pierwsza wizyta na uczelni od ponad 2 miesięcy, kiedy to w niewyjaśnionych , wyjątkowych! okolicznościach została porwana przez bandę Białych Ludzików, ubrana w 2 zszyte szmatki, wkładana do dziwnych maszyn, prześwietlana od stóp do głów, karmiona izotopami i innymi przysmakami Ludków. A tak , miałam pisać o Poznaniu.
Po pierwsze byli tacy co mnie nie poznawali, co znaczy że Ludki naprawdę coś ze mną zrobił i to nie był tylko sen. Po drugie wszyscy się do mnie uśmiechali, za co bardzo im dziękuje. Uśmiechy ludzi ładują moje baterię. Bo tak zaprogramowały mnie Ludki. Po trzecie pani w sekretariacie się na mnie spojrzała. Tak. To prawda. Rzuciła na mnie nawet dłuższe spojrzenie. Wcześniej zza wysokiej lady widziałam tylko rękę podającą mi dokumenty, niczym automat z coca-colą wyrzucający puszkę. Gdyby tego było mało, zapytała się na koniec jak się czuje. Dla mnie to już było trochę za dużo. Wybąkałam pod nosem, że już lepiej i migiem mnie tam nie było.
Jeszcze tu wrócę...-krzyknął i zamilkł, uderzony bejsbolem Puchatka.<*_*)