Archiwum grudzień 2004


gru 31 2004 RAK - Gwiazdy wokól nas
Komentarze: 8

„Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, gdy umrzesz.” J.Tuwim

 

- Nie wiesz co u Matuli? Był tu?

- Ostatnio go nie widziałam, ale wiesz, że on umrze.

- (Kto tak powidział, kto jest w stanie to stwierdzić,nie byłam przygotowana na te słowa)...wiem, chciałam tylko wiedziec, czy ...żyje

 

Mamy wokół siebie aurę, która przyciąga lub odpycha ludzi, determinuje nasz charakter, temperament, pozwala przewidzieć choroby.Aurą, poświatę, energię, dająca światło. Kiedy ogladam słońce to widze jego pozycje sprzed 8 i pół minuty. Tak więc nie widzę słońca tam gdzie ono aktualnie się znajduje. Podobnie gwiazdy, śla nam światło sprzed setek i tysięcy lat. Kiedy na nie patrzymy , może tam ich już nie być, mogą znajdowac się już gdzie indziej. Iluzja. Dla nas rzeczywitośc. Co za różnica dla Matuli ,że myślę o nim, że żyje, mimo, że może byc inaczej. Dla niego żadna, dla mnie chyba też nie. Tym bardziej jeżeli wiem, że ludzie po śmierci zostawiaja po sobie pewną energię. Mimo, że ciałem nie żyją, sa nadal wśród nas. Jak gwiazdy. Nadal czujemy ich ciepło, widzimy światło. Rzeczywiście w szpitalu czasem bywa nudno...bo nie ma Matuli. Wiele mam takich osób, które jak gwiazdy ciągle będą mi świecić, przez setki lat. W moim sercu i nad głową.

 

Przeżyłam ten rok. Dosłownie i w przenośni. Rok temu sylwestra spedzałam w szpitalu. To był mój pierwszy dzień w Centrum Onkologii. Dziś spedzam go w domu. Nie mam żadnych postanowień, ani oczekiwań na Nowy Rok. Po prostu , niech będzie jak jest. Niech się wszystko powoli toczy, a ja będę przy kominku saczyć moje życie jak gorące kakao w zimowy wieczór.

hof : :
gru 25 2004 RAK - po co to wszystko
Komentarze: 12

Znać naprawdę, znaczy zostać przemienionym przez to co się zna. Rak mnie przemienił. Nie wiem czy rak wszystkich zmienia. Ale wiem, że rok wystarczy, żeby zacząc się zmieniać. Na zewnątzr tego nie widać, ale w środku jest inaczej, inaczej w sercu, inaczej w głowie. Uwalniam się od potrzeb. Moje oczekiwania co do ludzi i co do życia zmniejszają się, czasami ich w ogóle nie ma. Nie nastawiam się i dzieki temu zauważyłam , że coraz częściej jestem zaskakiwana, pozytywnie. Moja zmiana polega na tym, że więcej rozumiem, przynajmniej staram się zrozumieć... świat. Podchodze do każdego jak do białej kartki. Rozmawiam z ludzmi, którzy maja lat 10 i z tymi co maja 60ąt. Nie czuje się w żaden sposób skrępowana. Po prostu ich słucham. Kartka się zapisuje. Po pewnym czasie zachowuje się jak oni, mówie ich językiem. Wszystko nieświadomie. Budzę się jak ze snu i zastanawiam się ...jeżeli ja ich słysze i słucham, oni słuchaja, o co chciałabym ich zapytać, co powinnam im przekazać, z mojego 23letniego  życia.  

Zwyczajnych ludzi przemieniam w mojej głowie w nadzwyczajnych. Mam cierpliwosc do życia, bo wiem, że jest wieczne. Odkryłam także, że uśmiech jest najkrótszą droga do drugiego człowieka.

Takie odkrycia kosztują rok życiowej absencji ,nawet śmierć. Ale warte są wszystkiego.

Jutro na chemie. Powinnam jak weteranka podniesc głowe i wejśc do mojego „ulubionego” szpitala, ale człowiek najbardziej boi się niepewności. Wiedziałam, że co 21 dni mam mieć chemie, a teraz jak ona się niedługo skończy, nic już nie wiem. Lekarze wykazują jakąś dziwną obojętnosc co do mojej osoby, a ja usilnie próbuje zwrócic ich uwage. Czeka mnie długa seria badań kontrolnych, a potem...życie...krótkie...lub długie.

hof : :
gru 20 2004 RAK - dlaczego jestem tutaj i pisze o moim...
Komentarze: 9

 

 Zdałam własnie egzamin w przedterminie. Wymienilismy się wspólnie prezentami ze znajomymi. Poznań. Jestem bardzo szczęsliwa. Siedze sobie w kuchni przy oknie i piję herbate. Słońce tak miło mnie ogrzewa.

 

Zadzwonił  pewien człowiek. Życie nas spotkało w wyjątkowych okolicznościach.  Wczesniej rozmwialiśmy może z godzinę. Powiedział, że...nie zna wiele osób takich jak ja. Godzina mu wystarczyła żeby stwierdzić, że jestem wyjątkowa. Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.  On , bo to był on, powiedział, że lubi u ludzi taką iskrę życiową. Lubi jak ludzie wiedza czego chcą i stopniowo do tego dążą. Jestem młoda. Całe życie przede mną. Nie mam się zmieniać i ciągle mieć głowe do góry. Prawo to moja szansa i najprawdopodobniej strzał w dziesiątke. Powiedział, że już się chyba nigdy nie spotkamy , chyba że życie nas znowu spotka. Zadzwonił bo czuł, że powinnam to wszystko usłyszeć. Rozmawialismy 10 min, tzn. on mówił. Bezinteresowny telefon, pierwszy i chyba ostatni od tej osoby. Niewiarygodne przeżycie. Nic nie umiałam na to odpowiedzieć. Serce jeszcze długo biło mi szybko. To jak skok z bungee. Do tego pojawiło się z zaskoczenia. To jakby ktos zdjął z ciebie ciężki plecak w którym nosiłaś żelazne znaki zapytania, czy to co robię ma sens, czy się pomyliłam,co przyniesie życie, gdzie w tym wszystkim jestem ja. Ulga. Lekkośc. Spokój.

 

 Wieczorem wracałam pociagiem do Bydgoszczy, na święta. Mieliśmy aparat i robilismy sobie rózne zdjęcia, przy tych pozowanych było najwięcej zabawy. Stukot poziągu, wspominanie zdarzeń z całego roku. Co się udało, o czym należy zapomniec, a z czego ciagle się śmiać.

 

Ciągle jeszcze pamiętałam egzamin, prezenty, telefon i zdjęcia. Zasnęłam z uśmiechem na ustach.

 

O 8 rano  byłam umówiona u lekarza na wyniki biopsji. To jest bardzo złośliwy nowotwór. Jedyną szansą żyby uratowac pani życie jest całkowita amputacja ręki, jak najszybciej, np. za tydzień. Miałam problemy żeby coś z siebie wykrztusić.Powiedziałam tylko , że potrzebuję tej ręki...(„Wszyscy potrzebujemy ręki – wtrącił  doktor)... do tańca , panie doktorze. Zemdlałam potem. Chyba, bo nie pamietam co się stało.dalej. To zdarzyło się dokładnie rok temu.     

Jak powiedział ostatnio profesor na wykładzie, notabene rektor AE w Poznaniu:

W życiu zawsze powinniśmy być przygotowani na najgorsze. A jeżeli okazuje się że jest jednak dobrze, nawet bardzo dobrze.   

               To dobrze. Ale znaczy to  że nie wiemy jeszcze wszystkiego.                                                                              

    Moj rok, Zimowców, ma dzis wigilie. Nie mogłam na nią jechać ze względu na chorobe. Z wielu rzeczy rezygnuje. Muszę tez i z tych, z których bardzo, bardzo nie chce ale to wszystko dla czegos wyżeszego, do czego stopniowo, powoli dąże..  Do normalnego życia.  Marzenia sa po to żeby je mieć, a nie po to żeby spełniać.  Jestem z nimi duchem.

                                             

hof : :
gru 15 2004 RAK - 13 chemia
Komentarze: 13

„Liczy się to co możesz zrobić, a nie to czego zrobić nie możesz”

 

13 chemia. Sama liczba brzmi męcząco i przeraża. Już nie miałam nadziei, że dostane ten kurs. Czułam się źle. Wyczerpana. Czasami zmeczenie objawia się „okularami do pływania”.Jak mocno się przyssają to ściagają skórę wokół oczu. Miałam je tego dnia. Wielkie pływackie okulary na twarzy. Przezz nie świat wydaje się ciemniejszy, brak kolorów. Za to pod woda już lepiej, wyraźniej, ale życie toczy się przy brzegu. Tu nie trzeba mieć okularów, a niektórzy mają.

Zostałam szpitalnym terminatorem. Nawet lekarze mijali mnie ze zdziwieniem, tyle chemii a ona nadal się uśmiecha, krzata się po korytarzach, pyta, rozmawia, negocjuje, poza chustką i brakiem brwi, (okulary ładnie zasłaniaja sińce pod oczami), jest taka jak na poczatku leczenia. Nie raz podchodzili do mnie rodzice, rodzina jakiegoś chorego i pytali czy mogłabym porozmwiać z nim, bo się zamknął, stracił nadzieje. Czasami ich nie znałam.  Usłyszeli o mnie od innego pacjenta. Pewnie , że bym mogła. Raz wzięłam takiego jedneg, Siłacz go nazwałam, na spacer po schodach. Myslałam, że jak  wyjdzie z łózka i troche się zmeczy to inaczej spojrzy na życie, które do tej pory kręciło bardzo blisko igieł i lekarza. Ale on nie miał wszystkich płatów płuc, a jego męskośc nie pozwalała  powiedziec, że chyba nie da rady wejśc. Oboje byliśmy tak zmeczeni, że nikt się na górze nie odezwał. I tyle wyszło z mojego wsparcia. W szpitalu każda rozmowa jest terapeutyczna dla którejś ze stron. Zawsze. Zrozumiałmam to niedawno. Obojetnie czy się rozmawia o leczenie, o programie w telewizji, o rodzinie, o przechodzących ludziach, czy o dupie marynii.

Moja reka wyglada jak po bójce. Jest częścia ciała ale to ona przyjmuje na siebie pierwsze ciosy. Zyły można wyczuć dotykem. ..i zobaczyc gołym okiem. Wyglada to jak mapa rzek. Widac jak płyną, gdzie się łaczą, rozchodzą. Takie „wypalone żyły” przyklejaja się do komórk obok i jak skręce reke wyglada to jak bym była pocięta. Pamiatka na całe życie, bo nie wierze, mimo swojego młodego wieku, że takie rzeczy się regeneruja. Torebke adrii , która powinna skończyc się w godzine, przyjmowałam przez ponad dwie. Miłam odkręcony mechanizm na maxa, ale nic nie poradziłam na wąskie kanały. Wyniki na granicy. Siedziałam w świetlicy. Jakaś pustka się zrobiła. Ostatni lekarz wychodził do domu. Mój ulubiony. Mówię na niego Boss. Czasami się ze mna sprzeczał.  Czasami krótka riposta. Ale to tylko wskazuje, że mnie słuchał. Mamy chyba podobne aury, bo jakos się z nim świetnie dogadywałam przez okres naszej 3 miesiecznej współpracy. Nie znam w szpitalu pacjenta, który by na niego nie narzekał. Ale ma facet łeb na karku...Pokiwał mi na do widzenia.

Nie poznałam Melonki. Spuchła okropnie. Nowotwór przerzucił jej się na węzły chłonne szyi. Zawsze mało mówiła, ale teraz to dobrze by było dla niej żeby się wygadała. Cięzko jest czasami patrzec ludziom w oczy. Nawet sobie nie wyobrażacie ile z nich można wyczytać. Mam nadzieje , że to nie prawada, ale czasami wydaje mi się, że widze w nich smierc , a czasami długie życie. Czasami jak na dłoni widac związujący ci ręce i umysł, strach. Jak na razie spotkałam jednego człowieka, który w oczach się nie bał. Pan Wektor – jak pierwszy raz go zobaczyłam to mówił, że ma chyba jeszcze tydzień życia, oby, i strasznie się cieszy bo zdązy skoczyc na działeczke. Nastepnym razem oświadczył, że dostał bonusowy miesiąc, potem zaczelismy chodzic na szybkie wieczorne spacery na korytarzu. W tą i z powrotem, tak, żeby wzruszyć krązenie po chemii. Ochroniarz wodził za nami wzrokiem i chyba szukał w tym wszystkim jakieś logiki. A my jak dzieci w podstawówce, parami, korytarzem, w kółko. Wektor opowiadał mi o swojej córce  w moim wieku. Potem zastosowali na nim nowy lek, chyba glivec. Choroba się cofneła. Teraz już nie przyjeżdza. Twardziel. Nie tylko nie miał strachu w oczach, ale miał tam uśmiech. A to ciekawe. Chyba miał to całe życie. Umieramy tak jak żyjemy. Żyjemy tak jak umieramy.

 

JAK SIĘ CZUJESZ? OK. Mam klimakterium ( dojrzałe panie, wiem  już co przechodzicie), ostrą poranna migrene (podobno Bethoveen i Einstein tez mieli), uderzenia ciepła i zimna, dreszcze,nastroje, nagłe napady zmęczenia, wypalona reke, czuje jak chemia mnie zgłębia. Interpretacje ostatniego pozostawie sobie. Czuje jak przemyka po szyi, pod pacha, na kostce, w uchu. Przez roczną domowa izolacje zaczęłam już rozsuwać ściany w pokoju, bo mam wrażenie że się do mnie zbliżają. Wczoraj nalałam wode do odwróconego do góry nogami kubka.

Rok temu byłam już po biopsji, a 16 grudnia zdawałam przedtermin.Nadszedł czas, żeby wrócic do tamtych wspomnień.

hof : :
gru 02 2004 RAK
Komentarze: 16

 

 

 

1,8 WBC.

 

 

Jadę tam gdzie jest WOLA i OCHOTA , czyli do Warszawy.

 

hof : :