Archiwum 31 sierpnia 2006


sie 31 2006 RAK - moje nie-moje miejsce
Komentarze: 6

Wącham czas i oblizuje chwile.

 

 

Zdałam postępowanie karne. Przyznam ze wzięłam to sposobem, to znaczy zabezpieczyłam się możliwością odwołania. Nie oblał mnie.

Po zdanym egzaminie, ze spuchniętymi oczami od niewyspania i po kilkudniowym zażywania herbatki z żeńszenia z zielona hebatą, różą, aronią, mietą i hibiskusem ( nie tylko w ograniczonej ilości 3 torebek dziennie). ...czułam się dośc nabuzowana. Rozsiadłam się na swoim krzesle w pełnej gali i pomyślałam ze skoro to był ostatni egzamin na tym bezgranicznie pożerającym czas i spokój prawie (prawie robi róznice) to warto zrobic cos dla siebie. Spakowałam torbę i poszłam na dworzec. Zrobiłam cos dla własnej przyjemności, coś o czym wcześniej myślałam ale nie miałam chyba odwagi wcielic tego w czyn. Przy okazji zrobiłam cos dla kogoś, kto bardzo tego potrzebował w tym czasie. Pojechałam tam gdzie byłam wczesniej tylko myślami. Po 7 godzinach perturbacji, rozmów z nieznajomymi, proszenia o pomoc i  poszukiwań swego celu, dotarłam. Wybiła północ, cicho tam było i ciemno. Otworzyłam drzwi niepewnie, zapaliłam światło i usiadłam. Nie mogłam uwierzyc, że tam jestem. Wyobrażałam sobie to miejsce troche inaczej, podobnie jak moje wejście miało wyglądać inaczej. Jestem mimo, że nikt nie wiedział, że wyjechałam. Poczułam ulgę. Na szafce leżały prawnicze ksiązki, na ścianie wisiał zegar, a w powietrzu czuc było obecność ludzi. Mogłabym wtedy wyjśc niezauwazona ze schowanym w kieszeni obrazem tego miejsca. Nie miałam jednak dokąd się udać w obcym miejscu, wiec się przywitałam. Nigdy nie zapomnę zdziwienia twarzy „obecnych w powietrzu ludzi”. Nigdy nie widziałam, żeby ktos się tak zdziwił i ucieszył zarazem na mój widok. Długo jeszcze nie mogłam zasnąc. Rano jadłam pachnące truskawki patrząc na drewnianą scenę w parku i delektowałam się promieniami słońca wyobrażając sobie, że tańcze na drewnianym podeście. Było tam tyle zieleni, i żaby w stawie i nieznane mi ptaki. Prawo spowodowało, że dowiedziałam się o tym miejscu, a moja choroba, że dowiedziałam się o tym miejscu więcej, a to że zakończyłam studia było motywacją do przyjazdu. Okazją, której nie mogłam przepuścić, bo w życiu nigdy nie wiadomo, kiedy robimy cos ostatni raz.

 

Wszystko jest po coś. Każdy z nas ma takie miejsce, które chciałby poczuć, nie dlatego, że jest to atrakcja turystyczna, ale dlatego, że wiele o nim słyszał i kojarzy mu się z kimś kto odbił się pieczątką w jego pamięci. Piekne było to kogoś miejsce. Moje nie-moje miejsce.

 

Lis: Ty chyba lubisz zakamarki, co?

Hof: No lubie, bardzo lubie.

 

hof : :