Najnowsze wpisy, strona 8


maj 31 2005 RAK - Absolutorium – koniec początku...
Komentarze: 12

„Tym daje rade chorobie,

że nic sobie z niej nie robie.” –

jak tak myslisz to nie dajesz

 

Świat pełen jest nieświadomych. Nie należy ich uszczęśliwiac na siłę. Co się stanie jak będziesz chciał kota nauczyć śpiewać? Ty stracisz czas, a on się zdenerwuje. Ja zawsze próbowałam to robić. Jaki z tego wniosek:mamay najbardziej agresywnego kota na osiedlu, w Bydgoszczy, może i w Polsce. No może w Afryce gdzies znajdzie się podobny Syjam.Chodzi o to, że każdy sam musi przejść tę droge. Najpierw trzeba chcieć. Inaczej pomaga się chcącemu. Oj, znacznie inaczej. Ale nie o tym miała być ta notka.

 

Żyje teraz na wolności. Czuje się troche jakbym wróciła z Księżyca. Coś dziwnego. Przygladam się ludziom i temu, co mi się przydarza. Absolutorium, zwykły dzień. Półtora roku temu zdiagnozowali u mnie bardozozłośliwe raczysko. Radykalne naświetlanie, 14 kursów czerwonej chemii, ciagle wisząca groźba ucięcia ręki i ja, nowicjusz rakowy. To tak jakby zdiagnozowali u Ciebie Alzheimera. Myslisz…jasna cholera, tylko starzy na to chorują.

Już wtedy pisałam w szkole żółtym długopisem, z napisem, Życie jest piękne”(reklama tabletek antykoncepcyjnych). Ten napis stał się moim sloganem, tezą pracy magisterskiej, którą ciagle  próbuje udowodnić. I wiecie co,, wydaje mi się, że ją obronie.

 

Absolutorium, zwykły dzień. Noc wczesniej zasypiałam i spłynęła mi jedna łza. A co tam, to na część życia, pomyślałam.(Twoje zdrowie, Życie). Przeżycie pół roku po  diagnozie to złoty okres. Mam już 3 połówki. Ta łza to z powodu decyzji o tym, żeby dalej studiować, z powodu egzaminów, które sporo mnie kosztowały, z powodu dojrzałości, którą dostałam(trochę z przymusu, ale dziękuję za nią bardzo) z powodu mojej rodziny, która ciagle była i nadal jest, z powodu śmiertelnych dawek chemii, która przeszłam z pomocą umysłu( no  i tysięcy litrów wody), z powodu śmierci Matuli, Elizy, Agaty, Bogdańca, z powodu braku informacji o reszcie, z powodu Niemena, Pawłowskiego i Kaczmarskiego. z powodu tego, że Agnieszka wróciła do szpitala, z powodu warsztatów Simontona i metody Silvy, z powodu wybujałej wyobraźni i miasta jakie dzieki niej stworzyłam w moim organizmie, z powodu Plastusia, którego nosze w kieszeni i wiem, że zawsze mogę do niego zadzwonić, z powodu wiedzy jaka posiadłam na temat raka i odżywiania, z powodu chęci i zainteresowania do ciągłego poznawania i dowiadywania się( no tak, jak byłam mała to liczyli ile pytań potrafię zadać na minutę, coś mi z tego zostało) z powodu dobrego kontaktu jaki mam w szpitalu z lekarzami(o dziwo z tego powodu tez można się cieszyć, bywa różnie).

 

Sporo nas tam jechało w samochodzie, na absolutorium. Dziwnym trafem wszyscy się zjawili. Niemen i Kaczmarski siedzieli na radiu. Pawłowski stał za siedzeniem-obserwował, cała ekipa ze szpitala zajęła tylne siedzenia i bagażnik, Plastuś w kieszeni. Niektórych twarzy w ogóle nie kojarzyłam, ale czułam że raczej z rakiem mieli cos wspólnego w życiu. I moja rodzinka oczywiście. Aż głupio mi było, bo na zaproszeniu 3 osoby miały być, a tu spokojnie 20tu jechało tylko tym samochodem, a drugi dopiero wyruszał. I wszyscy oni chcieli zobaczyć, czy czasami nie ściemniam z tym dyplomem. Nie wiem w sumie po co przyszli, ale w tyle osób jakoś cieplej było i raźniej. Najgorsze, że pchali się ze mną na miejsce tam gdzie wszystkie „Absolutory” siedziały. Udawałam, że ich nie znam. Oj głośno klaskali, śiary narobili, Niemen zaśpiewał, dziwny jest ten świat. Pawłowski robił zdjęcia z profilu dziekanowi, Matula grał na organach, Kaczmarski dyrygował chórem, Bogdaniec ściagał ludziom birety z głów. Gdyby tego było mało podczas przemówienia kolegi z roku  słysz, jako przykład wytrwałości chcałbym podziękować naszej koleżance”…i gorąco mi się zrobiło.  Potem już nic nie słyszałam, jeszcze gorzej widzałam, bo jakaś woda czy coś naleciała. Powiem krótko czułam się na tym absolutorim jak Słońce. Warto było studiować 5 lat i warto było przez rok uczyć się cierpliwości w szpitalu, tylko po to, żeby siedzieć tu teraz. Wszystko dla jednej chwili. Pomyślałam, że chciałabym się tak czuc w dniu ślubu. Mam nadzieje, że wszyscy tam będą, na radiu, w kieszeni, przy ołtarzu. Ale na razie spokojnie, bez pospiechu. Jestem na etapie oswajania się ze swoim życiem a co dopiero jeszcze zycie kogoś innego.

 

Tym daje rade chorobie,

że duzo sobie z niej robie.

 

Tytuł mojej pracy magisterskiej –zielony to kolor nadziei : „Zarządzanie służbą zdrowia w Polsce” (ej, noo, nie śmiejcie się tak głośno, bo za ścianą na blogu usłyszą, jakos to obronie, chyba)

 

hof : :
kwi 30 2005 RAK - Nie tylko, żeby coś tu było
Komentarze: 15

"Strach zapukał do drzwi, otworzyła mu odwaga. Za drzwiami nie było tam nikogo."

A ja nie chciałam otwierać.

hof : :
mar 17 2005 RAK - crisis
Komentarze: 11

MAŁY CHŁOPIEC NIE WIERZYŁ, ŻE STARZEC POTRAFI CZYTAĆ W LUDZKICH SERCACH. WZIĄŁ W GARŚC MOTYLA I ZAPYTAŁ. „ CO TRZYMAM W RĘCE?”” MOTYLA, SYNU, MOTYLA.”” A CZY ON JEST ŻYWY, CZY MARTWY?” POMYŚLAŁ, ZE JAK STARZEC ODPOWIE ŻYWY TO ZACISNIE PIĘŚĆ. STARZEC ZAMKNAŁ OCZY I POWIEDZIAŁ...”TO JEST W TWOICH RĘKACH, TO WSZYSTKO JEST W TWOICH RĘKACH.”

 Immobilnośc psychologiczna to  niemożność wykonania prawie żadnego sensownego działania.3B bezsilność, bezradność, beznadzieja. Kryzys to po prostu część rzeczywistości każdego z nas. Kryzys wartości, kryzys rodziny, kryzys finansów. Potoczny pejoratywny charakter tego słowa jest inny od słownikowego. ”Krisis” oznacza WYBÓR, ROZTRZYGNIĘCIE. Mówiąc wprost, każde poważne zagrożenie wymaga działania, poprzedzonego decyzja. Brak tego powoduje, ze sprawy idą coraz gorzej. Czas nie leczy ran. Potrzebna jest interwencja .Interwencja lekarska owszem, ale tez i osobista. W szpitalu widziałam też ludzi, którzy skupiali się tylko na interwencji lekarskiej. Podstawowy błąd tej choroby to dostosowywanie raka do życia, a nie swojego życia do chorowania. Pamietam moją rozmowę na początku, chyba po pierwszej chemii. ”Przyjade po 2 chemii, w ogóle będę przyjeżdzała między chemiami, może nawet troche potańczę” Wtedy usłyszałam „ Lola, ty nie masz dostosowac chemii do obecnego życia, tylko życie do chemii, nie przyjeżdzaj. ”Pomyślałam sobie, co ona może o tym wiedzieć. Pierwsza myśl człowieka jest taka, że chce przywrócić choć namiastkę tego co miał. Nie zauważyć tego trzęsienia ziemi. Udawać , że wszystko jest ok.Przebic się przez gruzy i zobaczyc Słońce. Poczytałam trochę i oczy mi się otworzyły. Nie wiedziałam, że chemia , która dostaje jest tak silna, nie wiedziałam, że immunologia potrafi przenosić góry, a zaniedbana zanika, nie wiedziałam, że rak tak szybko zabija, i tak dużo. Moja interwencja w życie była drastyczna. Maska na twarz, kontakt przez internet i ciągłe czytanie o raku o dietach, szukanie czegoś dla siebie.Czegoś co mogłoby pomóc właśnie mi. Były momenty, że myślałam, że znajdę cos co pomoże Zbyszkowi, Matuli, Elizie, Agacie, , Piotrkowi, ale tylko momenty. Zrozumiałam, że sposób leczenia, metody trzeba dostosowac do typu raka, siły orgaznizmu, ale co ważniejsze do typu osobowości, sposobu wychowania. Proces pozyskiwania informacji nie był trudny. Wystarczyły książki, internet i zdrowy rozsądek. Najgorsze okazało się przekazywanie tych inf dalej. Poczynając od rzucania grochem o ściane, kończąc na uderzaniu głową w mur, czas mnie prześcignął i nie było już po co pukać. Widziałam wiele kryzysów w szpitalu i wiele wadliwych sposobów ich rozwiązywania. Czekanie na cud, odrzucenie pomocy, niechęć do jej szukania, liczenie na uzdrawiające właściwości czasu. W efekcie powstają długotrwałe kryzysy chroniczne. W sytuacji społecznej ślepoty, albo cichej propagandy bezradności.,pozostawały tylko pewne kroki zachowawcze.Słuchać, słuchać, słuchać.

TP, NONI, ALVEO....

hof : :
mar 12 2005 rak
Komentarze: 14

Jestem...w kawałkach, ale jestem.

hof : :
mar 10 2005 RAK
Komentarze: 7

Nie pozwalaja mi tu za długo siedzieć. Nie wiem skąd to ale zaatakowało mnie  cos niezidentyfikowanego. To już cos drugiego bo nowotwory tez jakby takie do końca niezidentyfikowane. To cos drugie w ciągu jednego wieczora mnie powaliło. Gardło spuchniete, wezły powiększone, a ja nie mogę za bardzo mówić.Czuje się jakaś spuchnięta. Głowa peka, tak że wstaje tylko do toalety. Jutro jedziemy do szpitala i boje się że zostanę tam w izolatce jak rok temu. Jak tak leże w łóżku bez sił to przychodza myśli, że to już tak zostanie na długo. Jak ja nienawidzę bakterii. Tak się starałam. Człowiek nawet unikał ludzi podejrzanie wyglądających, tych którym choroba wychodziła oczami.. Życie pustelnika trzeba zgłębiać, żeby je zrozumieć.Lekarze mówią, że po 13 chemiach to tak przez rok mój organizm będzie chodził na niższych odpornościowych obrotach. Wszyscy ci z którymi miałam się spotkać face to face, bakteria przciwko bakterii, wytrzymacie?Ja odpadam na rarzie. Wirus może mieć dla mnie gorsze konsekwencje niż dla innych ludzi. Przypominam i ostrzegam, szczególnie sama siebie. Jeżeli mnie nie będzie to znaczy, że mnie nie ma.

hof : :